Pora deszczowa miała się ku końcowi. Dla mieszkańców Lwiej Ziemi oznaczało to powrót do normalności, bynajmniej nie na długo, bowiem za rogiem czaiło się suche, gorące lato, które zmuszało zwierzęta do szukania jeszcze nie wyschniętych koryt rzecznych oraz wodopojów.
Mroczna Ziemia z ulgą przyjmowała ocieplające się powietrze i zmniejszone opady. Jezioro wreszcie nie wylewało, a jaskinie nie tonęły w stojącej dniami i nocami wodzie, która gniła i psuła powietrze.
– Nareszcie – powiedziała Nafsi, tego dnia nie wyczuwając na swoim nosie zimnych kropel deszczu. – Miałam już dosyć ciągle tnących mnie komarów. – I brodzenia w błocie – dodał Mwezi, przeciągając się. – A teraz powiedz mi, co wczoraj widziałaś. Uśmiech Nafsi momentalnie zniknął. Zastąpił go przerażony wzrok, a dreszcz przechodzący po jej plecach nie umknął uwadze Mweziego. – Boisz się? – zapytał, podchodząc do niej i trącając ją nosem.
– Nareszcie – powiedziała Nafsi, tego dnia nie wyczuwając na swoim nosie zimnych kropel deszczu. – Miałam już dosyć ciągle tnących mnie komarów. – I brodzenia w błocie – dodał Mwezi, przeciągając się. – A teraz powiedz mi, co wczoraj widziałaś. Uśmiech Nafsi momentalnie zniknął. Zastąpił go przerażony wzrok, a dreszcz przechodzący po jej plecach nie umknął uwadze Mweziego. – Boisz się? – zapytał, podchodząc do niej i trącając ją nosem.