12 maj 2018

Rozdział Trzeci

Informacja: Bardzo Was proszę o zostawianie komentarzy :) Nawet jeśli tylko wchodzisz na bloga, a nigdy go nie komentujesz, to zrób to tym razem, pokażesz mi w ten sposób ile osób rzeczywiście czyta moje rozdziały. Widzę, że blog dziennie ma dużo wyświetleń, także wyjdź z cienia i się nie bój ;) Opcja komentowania dla anonimowych Czytelników zawsze była, jest i będzie włączona :) 

Świat zaczynał się budzić, gdy Nafsi dotarła na Lwią Ziemię. Ciepłe poranne powietrze wdzierało się w jej nozdrza, a złociste wysokie trawy leniwie ocierały się o jej łapy i brzuch. Przez chwilę poczuła błogość rozlewającą się po jej ciele, dawne wspomnienia uderzyły w nią z zawrotną siłą i oto stała tu, młoda, trzyletnia lwica, o złotym sercu i ogromnej naiwności. Oni zamieszkiwali królewskie równiny, ona natomiast tkwiła miesiącami na brudnej, zgrzybiałej Mrocznej Ziemi. Przychodząc tu czuła się chciana, w jednej chwili zapominając o troskach i poddając się pięknu Lwiej Ziemi.

Ale to było dawno, już prawie zapomniała, jak miękka była tu ziemia, jak czyste powietrze, jak głośny śmiech Mweziego brzęczał w jej uszach, gdy tarzali się w trawie, pozostawiając za sobą wytarty szlak.

Teraz musiała skupić się na swym planie. Planie, który nie mógł czekać i nie znosił sprzeciwu. Ogarnął ją lęk na samą myśl o tym, co by się stało, gdyby córka Sarhaana dostała się w niepowołane łapy.

– Jego grota znajduje się pewnie z tyłu, w końcu nie należy do rodziny królewskiej – mruknęła do siebie, przywierając nisko do ziemi.

Zakradła się niepostrzeżenie do samej Lwiej Skały, bacznie rozglądając się na boki i modląc się w duchu, by nikt jej nie zauważył. Gdyby Lwia Straż przyłapała ją na gorącym uczynku, mogłoby się to skończyć dla niej tragicznie.

Zatopiła pazury w półce skalnej i podciągnęła się delikatnie, podnosząc głowę tak, by pozostać niezauważoną dla mieszkańców jaskini, a samemu móc obserwować jej wnętrze.

Sarhaan widocznie musiał postawić się stawić się na porannym patrolu, gdyż cztery młode lwiątka spały między łapami lwicy, której nie znała. Ale tak, widziała to jedno maleństwo niezwykle wyraźnie.

Wypukła, nieregularna blizna pulsowała czerwienią. Dopiero po dokładniejszym zlustrowaniu znamienia Nafsi zauważyła, że rzeczywiście układa się ono w okrąg. A to potwierdziło jej najgorsze przypuszczenia.

Nie miała pojęcia, jak ich ostrzec przed niebezpieczeństwem. Ona również była tu wrogiem, może nawet o wiele bardziej parszywym niż ci ze Złej Ziemi. Mrocznoziemcy byli od wieków potępiani za czyny z przeszłości, a za wstęp na Lwią Ziemię słusznie mogli zostać zamordowani.

– …są zdrowe, tak. Jua usiłuje zastąpić im matkę, ale to Lina je wykarmia…

Nafsi w jednej chwili schowała pazury, spadając na ziemię. Nie zdążyła się nawet otrzepać, gdy zauważyła wychodzącego zza rogu Skały Sarhaana oraz nieznanego jej lwa.

– Dziękuję ci za rozmowę. Potrzebowałem kogoś, kto mnie wysłucha. – Sarhaan uścisnął mocno przyjaciela, zauważając kątem oka znikający za głazami brązowy ogon. 

– Nie ma o czym mówić. Zerwę trochę kwiatów i złożę je na grobie Gizy. Ostatnia wichura prawie wszystkie porwała, a…

– Dziękuję – Sarhaan przerwał mu, podświadomie ponaglając go w stronę sawanny. – Wybacz, ale muszę jak najszybciej udać się do Liny.

Poczekał, aż jego przyjaciel zrezygnowanym krokiem zejdzie ze skały, by czym prędzej pobiec w kierunku właściciela brązowego ogona. Tak jak przypuszczał, gdy już się tam znalazł, zastał puste miejsce. Miał tylko cichą nadzieję, że jego dzieci są bezpieczne.

*

Rozgrzewające poranne powietrze wdarło się z lekkością do groty, muskając wdzięcznie drobne noski lwiątek. Safi obudziła się jako pierwsza. Wyciągnęła łapki, ziewając szeroko, w jednej chwili wyłapując czuły głos ojca dochodzący z oddali:

– Całe szczęście, że nic się im nie stało. Nie darowałbym sobie, gdyby spotkało je coś złego.

– Byłam tu cały czas, Sarhaanie – odparła łagodnie Lina. – Wiesz, że nie dałabym nikomu ich skrzywdzić.

Sarhaan uniósł wysoko głowę, wystawiając się na podmuchy ciepłego, przyprawiającego o przyjemne dreszcze wiatru. Zamknął oczy, wyobrażając sobie Gizę sunącą w stronę słońca, powoli wtapiającą się w jasne, bezchmurne niebo, jej światło skupiające się w jeden punkt, przeistaczające się w gwiazdę.

– Mogę się tylko domyślać, jak jest ci trudno – ciągnęła dalej. – Ale powinieneś skupić się na wychowaniu dzieci. One cię potrzebują.

Sarhaan sam wiedział, że jest mu ciężko. Nie potrzebował słyszeć tych słów, nie potrzebował współczucia, nie potrzebował reprymend.

Lina zauważyła jego otępiałe spojrzenie, dlatego podniosła się powoli z ziemi, pozostawiając lwiątka na miękkim posłaniu wykonanym z liści akacji oraz baobabu. Dotknęła łapą jego ramienia. Musiała już iść, a nie chciała zostawiać go z ponurymi myślami.

– Spróbuj poświęcić im więcej czasu, Sarhaanie. Wiem, że w każdym ich spojrzeniu widzisz Gizę. Nie może jednak przesłonić ci to tego, że to są dzieci, które potrzebują rodzica. Musisz im zapewnić to, czego chciałaby ich matka.

Sarhaan dalej milczał, kierując wzrok na malowidła na ścianach jaskini. Usłyszał tylko, jak Lina wypuszcza cicho powietrze z płuc, po czym łapie swojego syna za skórę na karku i wynosi go z groty. Wróci dopiero o zachodzie słońca, by jeszcze raz nakarmić dzieci. Sarhaan będzie wtedy przy granicy, zastępując Gizę na wieczornym obchodzie Lwiej Ziemi, obserwując księżyc wiszący wysoko na niebie, zastanawiając się, czy jest w stanie podołać temu, co zostawiła po sobie jego żona.

*

Kilkanaście kilometrów dalej, gdzie z każdym krokiem ziemia robiła się coraz bardziej jałowa, sucha i zakurzona, istniała kraina nazywana Złą Ziemią. Niegdyś opustoszała, dziś zamieszkana przez dosyć duże stado lwic, nie podlegała Ezeohie. Lwice zagwarantowały sobie suwerenność z powodu tragicznej przeszłości - ich bardzo daleka potomkini Zira zaatakowała króla Lwiej Ziemi, Simbę, za co została wygnana z lwicami, które wyznawały jej ideologię. Od tamtego czasu mieszkańcy Złej Ziemi nie mieli wstępu na Lwią Ziemię, niezależnie od tego, czy byli lwami, hienami czy sępami, a sam Ezeoha nie chciał mieć z nimi nic do czynienia.

Władała tam Huzuni - okrutna i posępna, pozbawiona empatii lwica. Urodziła się tak dawno, że już nikt nie pamiętał skąd przyszła, jak stanęła na czele stada ani dlaczego nikt nie próbował jej odebrać władzy. Pretendentem do tronu było wielu, ale stara Huzuni posiadała ogromne grono sprzymierzeńców, które broniłoby jej do ostatniej kropli krwi.

Prócz jej córki, Hukumu.
*

– Witaj, matko. Potrzebujesz czegoś? – Hukumu szturchnęła ją nosem, pokazując skinieniem głowy leżące na ziemi czerwone mięso oryksa.

Huzuni nie odpowiedziała, ale mimowolnie oblizała spierzchięte wargi, odsłaniając pożółkłe kły. Hukumu zauważyła jej łapczywe spojrzenie.

– Masz – szarpnęła za mięso, odrywając fragment i wkładając jej go do otwartego pyska.

Spoglądała na matkę, na jej poruszającą się wolno i rytmicznie żuchwę, wyobrażając sobie, jak przetrąca ją jednym ruchem łapy. 

– Hukumu – z zamyślenia wyrwał ją głos jej znajomej, Sahary - jesteś potrzebna na granicy.

– Już idę – mruknęła Hukumu, pomagając matce ułożyć się w legowisku. Nie zwróciła uwagi na to, że jej głowa leży krzywo, a wystający z ziemi fragment skały napiera na kark.

Hukumu podbiegła do Sahary i obie lwice skierowały się na obrzeża Złej Ziemi. Już kilkanaście metrów za ich terytorium trawa piętrzyła się w stronę nieba, zielone liście akacji lśniły w blasku słońca, a gdzieś nieopodal słychać było ciche rżenie zebr.

Jednak tu, gdzie stały, ziemia wciąż była brudnawa i zakurzona, uschnięte korzenie wiły się po głazach, a niebo jakimś cudem wydawało się ciemniejsze, niż tam, na Lwiej Ziemi.

Hukumu warknęła z irytacją.

– Nienawidzę tego miejsca. Gdybyśmy tylko mogły chociaż na chwilę tam pobiec, szybko zabić jakąś zebrę.

Sahara pokręciła głową.

– Wiesz, że nam nie wolno – powiedziała, pochylając się i przyciskając ucho do ziemi. – Lwia Straż patroluje każdy zakątek. A tętent dochodzi prawdopodobnie z głębi sawanny.

Podniosła się, śmiejąc się cicho. Hukumu uniosła brwi.

– Co cię tak bawi?

- Ty. Przecież ty polujesz jak hiena. Jesteś sprytna i brutalna, ale siły to ty nie posiadasz. 

– Przynajmniej nie noszę w sobie bękarta.

Saharą momentalnie zastygła w bezruchu, zaciskając zęby i nie spuszczając wzroku z Hukumu.

– Zamilcz – syknęła. – Jeszcze jedno słowo, a urwę ci łeb. 

– Chciałabym zobaczyć, jak próbujesz.

Sahara wywróciła oczami i podeszła do granicy. W oddali dostrzegła wychudzoną lwicę, bezszelestnie przemykającą między drzewami, zapewne usiłującą uciec przed wzrokiem Strażników.

– Patrz - złapała Hukumu za pysk i skierowała go w stronę sawanny. – Kto to jest? Nie wygląda na Lwioziemkę.

Hukumu podeszła bliżej, mrużąc oczy. Dostrzegała coś znajomego w tych posuwistych ruchach, nerwowo drgającym ogonie i smukłej sylwetce. 

– Czy to… 

Stanęła za drzewem, by pozostać niedostrzegalną. Jej oddech przyspieszył, a pazury mimowolnie się wysunęły. 

– Hukumu? Co ty robisz? – rozległ się zniecierpliwiony głos Sahary.

– Na Mulungu, ciszej! – Hukumu wychyliła się zza drzewa, chcąc zdążyć z atakiem na nieznajomą, ale ta, spłoszona, obejrzała się w jej stronę.

– Stój! – wrzasnęła, puszczając się pędem w jej kierunku, jednak tamta była szybsza. Hukumu nawet nie zdążyła przebiec paru kroków granicy, gdy lwica zaczęła uciekać w kierunku lasu Mirihi, wpadając między wysokie drzewa graniczące ze Złą Ziemią i znikając w ich gęstwinie. 

– Hukumu? Kto to był? – Sahara podbiegła do niej, kładąc jej łapę na ramieniu, ale Hukumu odtrąciła ją ze złością.

– Daj mi spokój – warknęła, odchodząc i kierując się w stronę rzeki dzielącej Złą i Lwią Ziemię. Usiadła na brzegu i pochyliła się nad strumieniem, obojętnym wzrokiem ogarniając swoje oblicze. Skrzywiła się, gdy dostrzegła dwie podłużne blizny pod oczami. 

– Już niedługo – syknęła, uderzając ze złością łapą w taflę wody i puszczając się pędem w kierunku swojego terytorium.

Oryginalnie opublikowane 17 sierpnia 2012 o 1:35

15 komentarzy:

  1. Super :) Przerywać w takim momęcie

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne. Czekam z niecierpliwością na następną część! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, masz bardzo ciekawego bloga - niepowtarzalnych bohaterów i megaciekawą fabułę, która od razu wciąga czytelnika
    Dziś, gdy natrafiłam na Twojego bloga, wciągnęła także mnie i dosłownie nie mogę doczekać się nowego rozdziału
    PS: Dodałam się do obserwatorów i dodałam Twojego bloga do polecanych u mnie
    PPS: W wolnej chwili zapraszam do mnie na http://krol-lew-dalsza-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe! Zgadzam się ze słowami Uri, ten blog jest przepiękny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super. !! Bardzo zrozumiale i konkretnie, tak lubię! ;33

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawe!!! Ciekawe, kim jest ta chuda lwica. Nie przejmuj się obrazkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim zdaniem to zdjęcie Juy i Sakara jest ładne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja ulubiona blogerka znowu uderza z nowym rozdziałem! Przeczytałem całość z pełną przyjemnością, a mała wymiana zdań między Hukumą i Saharą mnie rozśmieszyła :D Uwielbiam jakiekolwiek zastosowania ciętych ripost lub po prostu dobrego humorku, i oby było tego więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę świetny rozdział! Przeczytałam z wielka przyjemnością i lekkością, a wręcz pochłonęłam wszystko. Twój styl jest niesamowity, tak jak zawsze z reszta. ;) humor ktory wplotłas jest super, bardzo lubie takie momenty, oby wiecej :) opisy sa przyjemne, dobrze działają na wyobraźnie :D Cieszę się ze wróciłaś i czekam na dalszy ciąg<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę jestem pełna podziwu co do twojej wytrwałości. Nie znam chyba nikogo wśród pisarzy fanficków, kto by był tu tyle lat co Ty, a przy tym to, co piszesz, jest bardzo wysokiej jakości. Czasem mi się wydawało, że już zniknęłaś, ale na szczęście myliłam się :D Szacun.

    Rozdział jest (oczywiście) wspaniały, każdy akapit tekstu jest dopracowany i bardzo mi się podoba, jak budujesz klimat miejsc - Złej i Lwiej Ziemi, także poprzez zachowanie postaci.

    Nafsi sporo ryzykuje zakradając się na Lwią Ziemię... swoją drogą, to dość niefajne ze strony lwów z Lwiej Ziemi, że karzą tych ze Złej i Mrocznej Ziemi za czyny popełnione przez ich przodków przed wiekami i nie dają szansy im się zmienić :/

    Zastanawiam się, co jest z Mwezim? Starą historię już niestety w dużej części zapomniałam, ale przypominam sobie, że on był partnerem Nafsi, lecz tu to brzmi tak, jakby był dla niej wspomnieniem... Czy po prostu te miłe chwile z nim są wspomnieniem, a on jest z nią nadal? Cóż, może w przyszłych rozdziałach się dowiem o co chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie dziękuję za tak pozytywny komentarz <3 W poprzednim rozdziale pojawił się Mwezi, para ma się dobrze ;)

      A kiedy Ty wracasz? Brakuje mi Twojej twórczości :(

      Usuń
  11. A, to przepraszam, widocznie naprawdę z moją pamięcią jest kiepsko xD Niby przeglądałam etykiety poprzednich postów, a jednak w jakiś sposób to przeoczyłam, głupio mi teraz xd Ale cieszę się, że z Mwezim wszystko w porządku :)

    Muszę Cię rozczarować - nie mogę powiedzieć, czy mój pisarski powrót w ogóle nadejdzie. Z tego co widzę, wczoraj minęło trzy lata od ostatniego posta na moim blogu... to szmat czasu, zwłaszcza patrząc na to, że wtedy miałam jakieś trzynaście i pół roku xD
    Wiele się zmieniło, ja od tego czasu praktycznie nie zajmuje się pisaniem, a czas wypełniłam sobie innymi zajęciami tak, że często mi go brakuje. Jeśli kiedyś przyjdzie do mnie wena połączona z wolnym czasem, to może jeszcze wezmę się w garść i powrócę, ale na razie nie ma na to szans :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten blog pamiętam od dawna. Rozdział dobrze napisany. Cóż wydaje mi się, że Złoziemcy nadal mają tą reptutacje, nie dlatego, że Lwioziemcy wciąż nie mogą zapomnieć przeszłośći, raczej bardziej chodzi im o teraźniejszość. W końcu ileż można by można ropamiętywać to samo. Wydaje mi się, że Nafsi(?) już wie, że Miele ma moce i jej przeznaczeniem jest pokonać złe moce z innymi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Od ciebie to normalnie można się uczuć :) Zrobione po mistrzowsku. Życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  14. 1. Zostawiam komentarz zgodnie z prośbą.
    2. Rozdział jak zwykle był przecudny. Przepraszam, że tak krótko, ale od kilku dni okropnie boli mnie głowa.
    3. Fajnie, że napisałaś nowy, rozdział. Ja też dopiero co wróciłam do żywych.
    4. Życzę duuuużo weny! :)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz :)