23 cze 2017

Prolog

Tam gdzie nieboskłon stykał się z ziemią, a słońce ukazywało ostatnie promienie, stała Lwia Skała, zapisana w historii jako miejsce narodzin i pochówków wielkich władców, jako monument wzniesiony na cześć zwycięskich bitew, które miały miejsce u jej stóp. Widziała ona niejedno, będąc świadkiem powstań i upadków potężnych rodów, schyłku i odrodzenia Afryki, gdy na jej szczycie zasiadały lwy o złotym sercu, a także o sparszywiałej duszy. Niezliczone były ilości krwi, które wchłaniała przez lata, ale i radosnego śmiechu, którego dźwięczne echo roznosiło się między jej szczelinami.

O wiele częściej jednak w jej grotach dochodziło do codziennych zdarzeń, zwykle mało ważnych epizodów zapisanych niedbale na kartach jej historii. Ktoś się urodził, ktoś umierał, ktoś wstawał, ktoś kładł się spać, ktoś krył się w jej grotach przed deszczem, a ktoś odpoczywał w jej cieniu, gdy doskwierał mu upał.

I tak właśnie, z krańcem dnia a początkiem nocy, w jednej z jej jaskiń przyszły na świat trzy młode lwiątka, a odeszła ich matka.


Sarhaan, ojciec nowo narodzonych dzieci nie spuszczał wzroku ze znikającego na widnokręgu słońca. Nawet wtedy, gdy do groty weszła siostra zmarłej lwicy, nie obrócił się, nic nie powiedział. Nie chciał, by dostrzegła z całej siły zaciśniętą szczękę, gniew w jego oczach przeplatający się ze łzami, powoli wysuwające się pazury - wszystko, co w tej chwili zdradzało jego uczucia.

Czy postawa, w której wolał, by jego żona Giza żyła, a dzieci nigdy się nie pojawiły mogła być usprawiedliwiona? Czy jakiekolwiek myśli dotyczące niechęci wobec jego własnych lwiątek, dopiero co zaczerpujących pierwsze oddechy na nowym świecie były dopuszczalne?

– Sarhaanie?

Sarhaan z oporem odwrócił się w stronę Juy, która trzymała w łapach jeszcze brudne i lepkie od łożyska maleństwa. Lwica nie dała po sobie poznać, jak ogromną rozpacz po stracie siostry trzymała w swoim sercu, nie dając jej ujścia, by nie pogrążyć Sarhanaa w jeszcze większym bólu.

– Sarhaanie – powtórzyła Jua, próbując opanować drżenie głosu. – Czy Giza mówiła coś o imionach dla małych?

Sarhaan powoli podszedł do lwicy, usiłując nie spoglądać w głąb groty, gdzie spoczywało ciało jego żony.

– Tak – odparł ochryple.

Usiadł przy Jui, następnie pochylając się i przyglądając swemu potomstwu.

– Samczyki i samiczka – uprzedziła jego pytanie Jua, która również przypatrywała się dzieciom, ignorując upominający się ból w sercu, który krzyczał, że ona nigdy nie będzie mogła tego mieć, nigdy nie poczuje jak to jest kochać bezgranicznie i bezinteresownie.

Lwiątko o zwichrzonej ciemnobrązowej sierści i plamkach na grzbiecie podjęło próbę wydostania się z objęć Jui. Sarhaan był jednak szybszy, łapą przytrzymał je i odłożył tam skąd pragnęło uciec.

– Pinto, już widzę, że z ciebie będzie niezłe ziółko, zupełnie jak z twojej mamy – powiedział Sarhaan, przez chwilę czując w sercu nostalgię na samą myśl o ich dziecięcych latach.

Pinto wydał z siebie cichy pisk, po czym wtulił się w drugiego samczyka o jasnej sierści i drobnym różowym nosku, którego kształt odziedziczył po Gizie.

– A ty będziesz Wazi – dodał Sarhaan. Powoli ulatywało z niego uczucie nienawiści, będąc zastąpione przez ciekawość, a także coś innego, cieplejszego i czulszego.

Gdy ujrzał ostatnie lwiątko, lwiczkę śpiącą przy samej piersi Juy, już wiedział, że będzie w niej widział matkę maleństwa. Miała taki sam kolor łap oraz tylko trochę jaśniejszą sierść.

– Safi – szepnął, trącając ją nosem. – Moja mała Safi.

Jua utkwiła w nim wzrok, w którym malowała się radość. Pragnęła go objąć, przytulić i wyszeptać, że wszystko będzie dobrze. Trzy słowa, niby banalne, a jednak potrafiły wywołać uczucie spokoju i, poniekąd, nadziei.

To też powiedziała. Sarhaan skwitował to tylko krótkim skinieniem głowy, a następnie wyszedł czym prędzej z groty, aby poinformować króla o stracie, jak i o cudzie, którego również i dzisiaj dokonał Wieczny, Nieprzerwany Krąg Życia.

Oryginalnie opublikowane 27 lipca 2012 o 14:21

15 komentarzy:

  1. Świetny blog!:D Super rozdział i czekam na kolejne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świentego masz bloga. Bardzo ciekawe opowiadanie, będę wpadać! :)
    +dodaję do ulubionych i obserwuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Istny cud! Będę wpadać codziennie, czy nie ma nowej noty :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda mi Sahary... Co do notki, jest ciekawe i super!!! Dzięki Kane za polecenie ^^ Było warto tu wpaść.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna notka. ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna notka, twój blog jest u mnie w polecanych ;))
    Będę wpadać do Cb ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniała notka
    Zapraszam na http://krollew-historia.blogspot.com/
    na nową notkę

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajna notka tylko zasmuciło mnie to jak Giza umarła przy porodzie.Prawie się popłakałam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna notka, wzruszyła mnie bardzo ;_;.
    Tak mi szkoda Sakara...
    Życie jest takie niesprawiedliwe...
    Masz ode mnie ogromnego +.! : ))

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz sobie uświadomiłam, jak bardzo stęskniłam się za twoim stylem pisania. Czytanie odnowionej wersji tej historii to będzie wielka przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aż słów mi zabrakło... Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Jestem zachwycona!

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje oczy widziały jak dotąd wiele blogów o Królu Lwie, ale śmiem twierdzić, że ten jest jednym z najlepszych (przynajmniej dla mnie!). Już sam wstęp tak genialnie opisuje Lwią Skałę, że... aż mnie zatkało. o.o

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz :)